Pacjent czy klient
Jakiś czas temu spotkałem się ze starym znajomym i temat zszedł na psychoterapię. Wymienialiśmy się różnymi uwagami i w pewnym momencie powiedziałem coś o kliencie. Wtedy mój słuchacz skrzywił się stwierdzając, że jemu klient kojarzy się nawet nie tyle z kimś coś kupującym – chociaż też – ale przede wszystkim z typem – właśnie „typem” – którego niespecjalnie się szanuje. Nie oponowałem, gdyż rozumiem jego racje i sam mam cały czas w jakiś stopniu na ten epitet niezgodę. Niezgodę malejącą, bo oswoiłem się już z nim na tyle, by jednak czasem stosować go w odniesieniu do osób zgłaszających się do psychoterapeuty z jakimś problemem.
Żeby wyjaśnić, skąd w ogóle wziął się ten dylemat, należy wspomnieć o Carlu Rogersie, amerykańskim psychologu i psychoterapeucie. To właśnie on jako pierwszy wyszedł z postulatem, by mające swój źródłosłów w cierpieniu słowo pacjent zastąpić słowem klient. Wynikało to z jego rozumienia osoby szukającej wsparcia jako partnera bezwarunkowo akceptowanego przez psychoterapeutę. Określenie to było więc w jego mniemaniu mniej stygmatyzujące niż pacjent, czyli ktoś cierpiący i potrzebujący pomocy; pomocy fachowca będącego ekspertem w swojej dziedzinie, zatem też z założenia wiedzącego lepiej, czego potrzebuje - nazwijmy go teraz w ten sposób - interesant. Rogers chciał podkreślić, że relacja terapeutyczna jest jednak czymś innym niż mocno asymetryczna relacja chory - lekarz.
Dlaczego trudno jest mi przekonać się do klienta?
Powód jest dość prosty: zajmuję się psychoterapią uzależnień, a uzależnienie jest jednostką chorobową. Sprawia to, że uzasadnionym jest mówienie o leczeniu, więc i o pacjencie. Z drugiej strony (a może przede wszystkim) nie jestem przecież lekarzem. Ponadto odejście od rozumienia uzależnienia tylko jako choroby, umożliwiło powstanie redukcji szkód… Nie jest więc to wcale taki prosty i oczywisty wybór. To, że skłaniam się raczej ku pacjentowi wynika bardziej z moich subiektywnych odczuć niż obiektywnych przesłanek. Zwłaszcza, że nie mam wątpliwości, że uzależniony - od alkoholu, narkotyków lub behawioralnie - naprawdę cierpi.
Na szczęście nie jest to rozróżnienie specjalnie ważne. Najistotniejsze przecież by – jakkolwiek tytułowany – chodzący do psychoterapeuty człowiek doświadczał ulgi i pożądanej zmiany.
Swoją drogą niewykluczone, że gdyby pojawił się trzeci środek językowy – coś jak „partner”, który nb. średnio mnie przekonuje… – ten mało kogokolwiek obchodzący semantyczny dylemat zostałby wreszcie rozwiązany.
tagi: pacjent terapia uzależnień klient carl rogers
![]() |
pirks |
31 stycznia 2025 12:10 |
Komentarze:
![]() |
ArGut @pirks |
31 stycznia 2025 12:26 |
"Gupia Baba Od Polskiego" jest usilnie naciskana, żeby nie było inaczej niż klient. Stara gwardia lekarzy i ludzi zarabiających pomaganiem jeszcze trzyma się formatu PACJENT.
![]() |
Paris @ArGut 31 stycznia 2025 12:26 |
31 stycznia 2025 12:40 |
Sklaniam sie...
... jednak ku okresleniu ,,pacjent,, !!!
Ale - za nic we swiecie - nie potrafie zrozumiec, dlaczego uzaleznienie od picia alkoholu czy brania narkotykow, czy nawet inne uzaleznienia rozpoznawane sa jako jednostki chorobowe,... pojecie tego mnie przerasta.
![]() |
Autobus117 @pirks |
31 stycznia 2025 13:08 |
Klient doskonale oddaje obecny stosunek lekarza do pacjenta. Jak zwykle chodzi o szmal. Pacjent to jedynie jedynie dostarczyciel szmalu. Jest głodny - kupuje chleb, chory - kupuje poradę.
Groza.
![]() |
BTWSelena @Autobus117 31 stycznia 2025 13:08 |
31 stycznia 2025 13:38 |
Oj to,to "kupuje poradę" jak jest poważnie chory.Dzisiejszy NFZ niejako wymusza taką poradę gdy groźna choroba nas toczy.Mimo karty DiLO ,resztę pomyśleć trzeba nad kupnem.
Co do uzależnień od alkoholu,czy narkotyków,to każdy używający mądrzy się do czasu...Każdemu wydaje się ,że może w każdej chwili przestać. Niestety potrzebny lekarz i psychoterapeuta , w dowolnej kolejności. Ostatnio mam przykład:panu ****** w Krakowie -parającym się procederem używek postawiono zarzut zabójstwa,bo to trzecia nieletnia ofiara,która zmarła (ostatnia tuż przed śmiercią skończyła 18 lat) Lekarz i psychoterapeuta już nie pomoże.No i czy ten handlarz poniesie zasłużoną karę?-to już inna sprawa...
![]() |
pirks @ArGut 31 stycznia 2025 12:26 |
31 stycznia 2025 13:52 |
Także ją preferuję.
![]() |
pirks @Paris 31 stycznia 2025 12:40 |
31 stycznia 2025 13:52 |
Nie podejmuję się teraz wyjaśniania. Moze kiedyś w jakimś wpisie.
![]() |
pirks @Paris 31 stycznia 2025 12:41 |
31 stycznia 2025 13:54 |
Tak o książkowym Pirxie powiedział niejaki Langner i o ile pamiętam, Pirx nie było tym zachwycony :)
![]() |
pirks @Autobus117 31 stycznia 2025 13:08 |
31 stycznia 2025 13:56 |
Jak napisałem, mnie klient także nie przekonuje. Wydaje mi się też, że dla ludzi anglojęzycznych może brzmieć lepiej.
![]() |
orjan @pirks |
31 stycznia 2025 14:52 |
Pacjent to jest jednak określenie ściślejsze, niż klient. Należy je rezerwować dla stosunków lekarskich, no może także dla podobnych, choć nie-lekarskich. W każdym razie, dla stosunków, w których obiektywnie, czy subiektywnie potrzebna jest pomoc dla życia, zdrowia, czy też dla funkcjonowania organizmu (w tym zmysłów) człowieka dla niego samego, lub w społeczeństwie. Nie istnieje chyba kategoria "ewentualnego pacjenta", bo równałaby się zbiorowi ludzi jako takich.
W tym ostatnim zdaniu jest różnica z pojęciem klienta, którą łatwo zauważyć przy pojęciu mnogim: "klientela". Klientem jest ten, kto otrzymuje, kto szuka, lub może szukać jakiegoś świadczenia, a także ten, kto świadczenie otrzymał. Być może wprowadzenie takiego określenia do obszaru psychologii miało motyw rynkowy. Podobno bowiem potencjalnie każdy potrzebuje świadczeń psychologa i to bez względu na wcześniejsze zaspokojenie się, zatem każdy potrzebuje bez końca. W tym sensie, możliwe jest postrzeganie, że to psychologowie takimi sposobami budują swój rynek szerszy niż rzeczywiste potrzeby.
Na koniec powiem, dlaczego w medycynie należy upierać się przy określeniu "pacjent". Zgodnie z tym co wyżej, po to, aby zostać pacjentem lekarza (czy zespołu lekarzy), potrzebne jest konkretne zdarzenie "otwierające" stosunek lekarz-pacjent. Nie wchodząc tu w zagadnienie różnych tego rozwiązań organizacyjnych, w dużym uproszczeniu zdarzeniem tym jest właściwe zarejestrowanie się do danej palcówki służby zdrowia, albo do danego lekarza. Względnie, w razie potrzeby nagłej pomocy, zdarzeniem takim może być przystąpienie lekarza do udzielania nagłej pomocy. Inaczej, za pacjenta mógłby uważać się ktokolwiek akutat przebywający w placówce służby zdrowia, albo rozmawiający z lekarzem.
![]() |
MarekAd @pirks |
31 stycznia 2025 15:29 |
Bardzo się cieszę, że pojawił się w SN/ został dopuszczony temat psychoterapii, a szerzej psychologii. Pamiętam, że narracja panująca w SN była taka, że psychologia to samo zło. Stworzona przez żydów w celu ogołocenia gojów z pieniędzy i ostatecznego ich ogłupienia :))
Osobiscie uważam, że psychologia jest bardzo ważną dziedziną i niezastąpioną w sytuacji próby zrozumienia mechanizmów rządzących człowiekiem, a szerzej całym światem.
Osobiście jest to mój konik od wielu lat :)
Co do pytania pacjent czy klient? Zdecydowanie klient. Oczywiście, jak to bywa z doborem słów, czesto jest tak, że nie ma idealnych. Klient faktycznie może kojarzyć się ze sklepem, kiedy dochodzi do powierzchownej i szybkiej wymiany dóbr. Gdy chcemy coś kupić nie nawiązujemy przecież z kimś głębokiej relacji.
Jednak za słowem klient stoi jedna zasadnicza przewaga. To słowo przywraca relacji klient - terapeuta status równorzędności. Żeby terapia miała jakikolwiek sens, pozycja klienta i terapeuty musi być taka sama. Tu broń Boże, terapeuta nie może myśleć o sobie, jak o kimś nadrzędnym. W sytuacji kiedy ta równorzędność faktycznie ma miejsce, można używać słowa pacjent. Samo słowo, takie czy inne nie jest przecież decydujące. To nie zaklęcie. Ważne jest zrozumienie i nastawienie dwóch stron psychoterapii. Jednak ze względu na pokusę ustawienia się przez terapeutę w pozycji kogoś ważniejszego, lepszego, bardziej rozsądne wydaje się używanie słowa klient.
![]() |
chlor @pirks 31 stycznia 2025 13:54 |
31 stycznia 2025 16:20 |
Słabo pamiętam przygody Pirxa, ale chyba chodziło o to że jakaś kobieta powiedziała mu że jest bardzo poczciwy. On zmartwił się taką oceną bo (to już moje domysły) oznaczała nieatrakcyjność na polu męsko-damskim.
![]() |
szarakomorka @orjan 31 stycznia 2025 14:52 |
31 stycznia 2025 16:37 |
Słowa klent i pacjent, w swoim zasadniczym/pierwotnym znaczeniu inicjowały odmienny stosunek między osobą lekarza i chorego (pacjent - osoba wymagajaca pomocy bezwarunkowej ze strony lekarza, dla którego kwestia odpłatności za tą pomoc schodziła na dalszy plan).
Klient inicjuje inny stosunek - jedna osoba "umawia się" z drugą na usługę, za którą decyduje sie tyle a tyle zapłacić.
Niestety z powodu "barbaryzacji" języka i obyczaju nastąpiło przejęcie części znaczeń "pacjenta"
dla "dowartościowania" klienta aby zdarcie ostatniej koszuli z niego (vide: wielomilionowe kuracje") było łatwiej "trawione" przez tego ostatniego.
Zresztą nie jest to jedyny problem pozbawiania słów ich pierwotnej treści/znaczeń.
Nie jestem ani polonistą, ani językoznawcą jedynie pamiętam czasy, gdy lekarzowi nie przyszłoby do głowy nazywać chorego klientem.
![]() |
olekfara @pirks |
31 stycznia 2025 16:41 |
Na uzależnienia nie ma odrutki, dlatego, że jej nie ma, czy dlatego, że na tym jest potężny biznes. Żeruje na tym państwo, żeruje mafia. Ku czemu się pan skłania, przecież na zatrucia spowodowane różnymi truciznami są odtrutki. A tu zależy wszystko, czyli w zasadzie nic, od delikwenta, który nie ma żadnych szans z armią chemików produkujących coraz nowsze i bardziej uzależniające specyfiki, nie wyłączając alkoholu. Logicznym wydaje się więc wniosek, czym jest wtedy armia psychologów i psychoteraupeutów. A czym, niech każdy sobie odpowie.
![]() |
Maginiu @pirks |
31 stycznia 2025 17:24 |
Chcesz zarobić - jest klient, chcesz pomóc - jest pacjent.
![]() |
chlor @pirks |
31 stycznia 2025 18:16 |
Jeszcze są dietetycy. U nich chyba są tylko klienci.
![]() |
Matejek @pirks |
31 stycznia 2025 18:56 |
no to może tak: klient czy penitent?
![]() |
szarakomorka @Matejek 31 stycznia 2025 18:56 |
31 stycznia 2025 20:28 |
Obserwując niektórych lekarzy ( zdarza mi się ( 80+) to raczej petent :-))
![]() |
ArGut @pirks 31 stycznia 2025 13:52 |
31 stycznia 2025 21:04 |
To rozróżnienie, które zparoponował kolega nawigator, bazujące na przeświadczeniu Carla Rogersa. Ma również istotny aspekt prawny w sensie odpowiedzialności za terapie. Klient będący w terapii jest za nią tak samo odpowiedzialny jak lekarz/terapeuta.
Pacjent, ze względu na chorobę czy niedomaganie wymaga większego zaopiekowania i troskliwości zatem i mniej odpowiedzalności spoczywa na nim.
I tu ciekawostka. Wszyscy wiemy, że mamy publiczną opiekę medyczną i prywatną opiekę medyczną ale w głowach bardzo często siedzi SŁUŻBA ZDROWIA.
![]() |
klon @pirks |
31 stycznia 2025 21:49 |
Jakkolwiek nazwałbym siebie, to od dekady nie mogę ogarnąć JAK w jeden dzień zniknęło uzależnienie od papierosów. Tym bardziej, że z tak długim doświadczeniem w uzależnieniu mogę chyba nazwać siebie specjalistą!
Paliłem lat 30. Rzucanie było dla mnie tak łatwe, że robiłem to kilkakrotnie w ciągu roku. :)
Pewnego dnia złamałem nogę w wypadku rowerowym. Od tej chwili nie sięgnąłem po papierosa.
Jak takie zdarzenie wyjaśni specjalista od leczenia uzależnień?
![]() |
BeaM @klon 31 stycznia 2025 21:49 |
31 stycznia 2025 22:17 |
Taki wypadek musiał panu coś przemeblować w głowie. A zdawałoby się, że stres złamaniowy raczej zintensyfikuje palenie. Też mam coś podobnego na potwierdzenie. Ja rzuciłam papierosy, jak się dowiedziałam, że mój ojciec ma raka. Nieodwołalnie, choć metodycznie - redukując ilość stopniowo do jednego papierosa dziennie, palonego z namaszczeniem o godz. 20.00. Pamiętam nawet tego ostatniego, czułam, że nie grozi mi powrót do nałogu. Teraz nie umiem sobie nawet wyobrazić wzięcia papierosa do ust, a kiedyś to była rozkosz.
![]() |
klon @BeaM 31 stycznia 2025 22:17 |
1 lutego 2025 08:58 |
<<<Taki wypadek musiał panu coś przemeblować w głowie.>>>
No nie, na głowę wtedy nie upadłem. :))) Czasem moja Mżonka mawia że brak mi piątej klepki, ale to są najzwyklejsze pomówienia!
Wewnętrznie czuję, jakby nikotynowy nałóg został mi zabrany. Odbyło się to bezwyśiłkowo z mojej strony i dlatego pytanie do eksperta.
![]() |
Kuldahrus @pirks 31 stycznia 2025 13:56 |
1 lutego 2025 09:25 |
Tak jest, u nas to słowo ma inny wydźwięk.
Wydaje mi się, że ta zmiana zaproponowana przez Rogersa, wiąże się ogólnie ze zmianą w świecie anglosaskim kiedy to usługodawcy stwierdzili, że kogoś kto przychodzi korzystać z usług trzeba nazywać bardziej "miło", bo wcześniej używano innego słowa niż 'client' albo 'customer', nie pamiętam jakiego(chyba recipient?), które bardzo luźno można by było powiązać z naszym 'petentem'.
Po prostu w polskim języku nie ma odpowiednika, u nas jest tylko 'klient'.
![]() |
pirks @orjan 31 stycznia 2025 14:52 |
1 lutego 2025 10:29 |
Pacjent to określenie ściślejsze i bardziej moim zdaniem naturalne.
![]() |
pirks @MarekAd 31 stycznia 2025 15:29 |
1 lutego 2025 10:32 |
Jednak za słowem klient stoi jedna zasadnicza przewaga. To słowo przywraca relacji klient - terapeuta status równorzędności.
Tak, w teorii. W praktyce jednak - co widać chociażby w komentarzach - wywołuje złe skojarzenia i kontrowersje.
![]() |
pirks @chlor 31 stycznia 2025 16:20 |
1 lutego 2025 10:35 |
Też coś takiego pamiętam, ale ten Langner wyraził się właśnie w ten sposób.
![]() |
pirks @szarakomorka 31 stycznia 2025 16:37 |
1 lutego 2025 10:36 |
pamiętam czasy, gdy lekarzowi nie przyszłoby do głowy nazywać chorego klientem.
I raczej tego lekarze nie robią.
![]() |
pirks @olekfara 31 stycznia 2025 16:41 |
1 lutego 2025 10:39 |
Chodzi Panu o to, że uzależnienie jest tym samym, co zatrucie?
![]() |
pirks @Maginiu 31 stycznia 2025 17:24 |
1 lutego 2025 10:40 |
Nie zgadzam się.
![]() |
pirks @Matejek 31 stycznia 2025 18:56 |
1 lutego 2025 10:41 |
W sumie chyba lepiej...
![]() |
pirks @ArGut 31 stycznia 2025 21:04 |
1 lutego 2025 10:43 |
Odpowiedzialność prawna psychoterapeuty jest taka sama niezależnie od tego, czy będzie nazywał swoich "interesantów" pacjentami, czy klientami.
![]() |
pirks @klon 31 stycznia 2025 21:49 |
1 lutego 2025 10:48 |
Przecież nie jest tak, że ludzie pozbywają się nałogów tylko dzięki pracy terapeutycznej. Czasem przestają palić, pić, czy brać narkotyki z dnia na dzień. To jednak nie są jednak przypadki zbyt częste. Zwłaszcza w przypadku alkoholu lub narkotyków.
![]() |
pirks @klon 1 lutego 2025 08:58 |
1 lutego 2025 10:49 |
Nie jestem ekspertem. Pisałem o tym w pierwszym tekście :)
![]() |
zkr @pirks 1 lutego 2025 10:48 |
1 lutego 2025 10:51 |
> Zwłaszcza w przypadku alkoholu lub narkotyków.
Wlasnie pytanie - czy metoda tzw. "cold turkey" jest bezpieczna? Czy jednak trzeba stopniowo "schodzic" z danej uzywki?
![]() |
pirks @Kuldahrus 1 lutego 2025 09:25 |
1 lutego 2025 10:51 |
Poza tym gdzieś czytałem, że sam Rogers odstąpił od używania określenia klient stwierdzając, że on także nie zapobiega etykietowaniu.
![]() |
pirks @zkr 1 lutego 2025 10:51 |
1 lutego 2025 10:56 |
Biorąc pod uwagę zespół abstynencyjny, odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Na przykład delirium tremens może wystąpić po dniu lub nawet trzech od odstawienia lub istotnego zmniejszenia ilości przyjmowanego alkoholu.
![]() |
pirks @BTWSelena 31 stycznia 2025 13:38 |
1 lutego 2025 10:57 |
Każdemu wydaje się ,że może w każdej chwili przestać.
Tak, w przypadku uzależnienia zazwyczaj szybko się okazuje, że to wcale nie jest takie proste.
![]() |
MarekAd @pirks 1 lutego 2025 10:32 |
1 lutego 2025 15:27 |
Większość ludzi woli określenie pacjent, ponieważ wydaje im się, że jak będą pacjentami, to ktoś się nimi zajmie, otoczy ich opieką, weźmie za rękę i poprowadzi ku zdrowiu psychicznemu i braku uzależnień. Zaś jak będą tylko klientami, to odpowiedzialność za wyleczenie będzie na ich barkach, a tego się obawiają. Wolą oddawać władzę nad sobą innym, naiwnie wierząc, że ktoś im w magiczny sposób pomoże.
![]() |
pirks @MarekAd 1 lutego 2025 15:27 |
1 lutego 2025 15:42 |
W przypadku psychoterapii (mojego doświadczenia) wygląda to tak, że pacjent/klient nie jest tytułowany żadnym z tych epitetów. Zależnie od wieku/ustaleń zwracam się do niego per pan albo na "ty". Inaczej mówiąc "spór" pacjent czy klient w ogóle go nie dotyczy,
![]() |
MarekAd @pirks 1 lutego 2025 15:42 |
1 lutego 2025 16:27 |
To była moja odpowiedź na reakcję komentarów pod Pana notką, którym w wiekszosci wydaje się, że pacjent jest lepszym sformułowaniem. Pan o tym przecież wspomniał i ja się do tego odniosłem. Domyślam się, że nie mówi Pan do kogoś, kto trafi do Pana gabinetu: "pacjent/klient spocznie na kozetce" ;)
![]() |
pirks @MarekAd 1 lutego 2025 16:27 |
1 lutego 2025 16:32 |
Racja, mój ostatni komentarz był raczej ogólnie, nie do Pana konkretnie :)
Przy okazji dodam, że kozetka to atrybut psychoanalityka :)
![]() |
MarekAd @pirks 1 lutego 2025 16:32 |
1 lutego 2025 17:34 |
Kozetka to z francuskiego miejsce do prowadzenia pogawędki, więc wydaje mi się trafiona w przypadku psychoterapii :)
![]() |
BTWSelena @MarekAd 1 lutego 2025 17:34 |
1 lutego 2025 22:07 |
To wszystko Marku wygląda zachęcająco,że są psycholodzy,psychoterapia,psychiatria i cała ta gama pomocy dla umysłu chorego człowieka,czy od uzależnień ,czy uzależnienie i powolna utrata pamięci...lub duże luki...które występują u pacjenta z tym problemami uzależnień związane.Kozetka jest luksusem,dla zamożniejszych ludzi. To cała gama dramatów,bo nie tylko uzależnienia prowadzą do poważnych luk w tzw.życiorysie..... To naprawdę trudne i skomplikowane zawody ,a pacjentów do leczenia w trudnej sytuacji ,jeszcze więcej niż nam się wydaje.........
Jest jeszcze coś...nie należy to do uzależnień,ale do niechybnej "starości",obecnie to przyśpiesza u mężczyzn i kobiet szybciej niż w poprzednich latach... Jest to demencja i choroba Alzheimera. I naprawdę potrzebne są te trzy specjalności. Ale to dyskusja niby nie na temat,a jednak........
![]() |
pirks @BTWSelena 1 lutego 2025 22:07 |
1 lutego 2025 22:58 |
I naprawdę potrzebne są te trzy specjalności.
A czym się różnią może niebawem napiszę.
![]() |
pirks @MarekAd 1 lutego 2025 17:34 |
1 lutego 2025 22:58 |
Skojarzenie jest niewątpliwie.
![]() |
MarekAd @BTWSelena 1 lutego 2025 22:07 |
2 lutego 2025 01:35 |
Zgadzam się, to bardzo ważne i odpowiedzialne profesje. Myślę, że akurat kozetka nie jest tylko dla zamożnych, choć niewątpliwie kosztowna. Najważniejsze to znaleźć dobrego terapeutę, z tym jest największy problem. Mam nadzieję, że dzięki Panu pirksowi będziemy mogli na tematy, o których wspomniałaś porozmawiać szerzej, bo uważam że to wiedza rozjaśniająca wiele spraw w naszym życiu :)
![]() |
orjan @pirks 1 lutego 2025 10:36 |
2 lutego 2025 02:45 |
Lekarze i inni wykonujący zawód medyczny powinni używać wyłącznie określenia "pacjent", bo są związani także definicją prawną z ustawy z dnia 6 listopada 2008 r. o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. Tam taka definicja: Art 3 ust. 1 pkt 4)
pacjent - osoba zwracająca się o udzielenie świadczeń zdrowotnych lub korzystającą ze świadczeń zdrowotnych udzielanych przez podmiot udzielający świadczeń zdrowotnych lub osobę wykonującą zawód medyczny;
W praktyce jest różnie. O ile na zewnątrz raczej konsekwentnie używane jest określenie "pacjent", to nie wiem jakie nazewnictwo nieformalnie funkcjonuje (o ile jakieś takie funkcjonuje) między osobami wykonującymi zawód medyczny. Wzmianka niniejsza jest usprawiedliwiona, skoro swego czasu głośny był skandal, w którym funkcjonowało określenie "skóra".
![]() |
pirks @orjan 2 lutego 2025 02:45 |
2 lutego 2025 05:45 |
Nie wiem, czy w praktyce jest różnie i Pan również tego nie wie i insynuacje bazujące na "skórach" uważam za nieuzasadnione. A tak w ogóle piszę o psychoterapii. Mogę też dodać, że w niektórych jej nurtach (np. Gestalt), jawnie funkcjonuje określenie klient. Podkreślam: jawnie. W niektórych funkcjonuje głównie pacjent, a w chyba większości określenia pacjent/klient stosuje się zamiennie nie dorabiając do tego ideologii.
![]() |
orjan @pirks 2 lutego 2025 05:45 |
2 lutego 2025 10:01 |
No cóż, te "skóry", to fakt udokumentowany w aktach sądowych, a w swoim czasie rozgłoszony w mediach chyba nawet bardziej powszechnie, niż teraźniejsze odloty tej Sroki zresztą z resztą. Natomiast na temat psychologów ja nie wiem zupełnie nic łącznie z ich słownictwem i z ich ewentualnym żargonem.
Nie chcę przez to powiedzieć, że mam coś przeciwko psychologii. Pewnie jest obustronnie potrzebna, skoro można z niej wyżyć. Skoro jednak dyskutujemy wąsko o teminologii, to wypowiedzi innych kol. tu komentujących zwróciły moją uwagę, że - jakby to ująć - wysiłek psychologa i osoby potrzebującej jego wysiłku jest/powinien/musi być ich wysiłkiem wspólnym. Rzeczywiście, to kieruje do trafności określenia "klient".
W tym momencie, ta wspólnota wysiłku staje się dla mnie interesujaca. Mianowicie, jakie wzajemne świadczenia budują tę wspólnotę? Kategorycznie zastrzegam, że nie mam tu na myśli niczego materialnego, a w szczególności związanych świadczeń odpłatności. Jak powiedziałem, nie wiem o tym nic. Ale cokolwiek, ktokolwiek sobie wyobraża, oczywiście zachodzi tu ciekawa postać stosunku umyślnie zorganizowanego. Wstępnie wyobrażam sobie, że klient wnosi wkład w postaci przedstawienia swoich objawów, czy odczuć w czym psycholog, że tak określę pomaga mu "wydobywczo". Następnie obaj stopniowo uzgadniają, co klientowi jest i zawierają rodzaj ugody, jak klient ma się od teraz zachowywać w świecie i wobec siebie. Przy kolejnej sesji następuje ocena wykonania tej poprzedzającej, jak ją zapewne niezręcznie, nazwałem "ugody" i dalej to samo w oczekiwaniu skutku.
W takim razie w ujęciu jednorazowym, czy wielorazowym, za wynik tego wspólnego wysiłku odpowiedzialni są obaj: klient i psycholog. To z kolei, tzn. tak (może błędnie) rozumiana wspólnota wysiłku, upoważnia do pytania o jej wpływ na samego psychologa, jeśli (podkreślam: "jeśli") w ramach tego wspólnego wysiłku wczuwałby się w sytuację psychiczną klienta? Bo, jak niefachowo tłumaczę to sobie, jeśli psycholog w ogóle nie wczuwałby się, to - na mój instynkt - nieprawdziwa byłaby wspólnota tego wysiłku. Jak zatem psychologowie zabezpieczają swoją własną równowagę psychiczną, aby nie ryzykować według ludowego spostrzeżenia: z kim przestajesz, takim się stajesz.